Lubią rolnictwo

2019-01-02

Na YouTube profesjonalne filmy o Gospodarstwie Rolnym Lewandowskich mają imponującą oglądalność i pozytywne komentarze. Kamerą z ziemi, z maszyn, z drona kręci je Wojtek Lewandowski. Dokumentuje żniwa i siewy, narodziny cieląt i karmienie bydła. – Lubimy rolnictwo – przekonują panowie Lewandowscy, właściciele ponad 700-hektarowego gospodarstwa w Niewieścinie (woj. kujawsko-pomorskie).

Oprócz kanału na YouTube gospodarstwo ma stronę internetową i profil na Facebooku z aktualnymi informacjami. A tu ciągle coś się dzieje.

Pszenica po burakach

Jerzy Lewandowski (senior) przejął gospodarstwo od swoich rodziców w 1986 r. – Obejmowało wtedy tylko 20 hektarów – wspomina rolnik. – Rodzice przejęli je po dziadkach, którzy spod Osia, z niewielkiego gospodarstwa o słabych glebach przenieśli się do Niewieścina w powiecie świeckim – na osiem hektarów z siedliskiem, którego już dzisiaj nie ma. Zastąpił je dom, w sąsiedztwie którego stoją magazyny i silosy na zboże oraz linia do czyszczenia i suszenia ziarna.

Rolnik zaczął kupować ziemię w latach 90. – Nie ma roku, żeby gospodarstwo nie powiększyło się o 20-30 hektarów – mówi i dodaje, że kupuje grunty od sąsiadów – właścicieli małych gospodarstw, którzy chętnie je sprzedają, zostawiając sobie tylko hektar z siedliskiem. – Jeśli ktoś chce kupić, to kupi ziemię. To tylko kwestia ceny. My płacimy za hektar 52-55 tysięcy złotych.

Przy takich zakupach gruntów rozłóg nie jest zwarty. Najbardziej oddalone pola położone są w odległości 18 km od podwórza gospodarczego. Obejmują od 10 do 50 ha, a gospodarstwo ma sumie 712 ha. Areał podzielony jest między dwóch braci (Jerzego i Andrzeja) oraz ich dzieci (Wojtka, Karola i Kamila, Marcina, Rafała, Karolinę) i synową (Paulinę). Rolnicy wspólnie uprawiają pszenicę ozimą (na ok. 210 ha), pszenżyto (97 ha), rzepak ozimy (250 ha) i kukurydzę na ziarno (100 ha) oraz na kiszonkę (20 ha). Zboża jare sieją tylko wtedy, gdy uprawę ozimin trzeba przesiać z powodu wymarznięcia lub gdy jesienią nie można wjechać na pola i zasiać ozimin, jak zdarzyło się w 2017 r. Niewiele jest tu pastwisk i nieużytków – tylko 1,5 ha.

– W tym roku przeznaczyliśmy też 35 hektarów pod buraki cukrowe. Chcieliśmy je uprawiać na większej powierzchni, niestety cukrownia w Chełmży się nie zgodziła. Kwotowania nie ma, a mimo to trudno podpisać umowę kontraktacyjną. Buraki to w naszym gospodarstwie nowość, nie mam doświadczenia, więc polegam na synach – żartuje Jerzy Lewandowski. – Będziemy je uprawiać własnymi siłami. Kupiliśmy siewnik do buraków, resztę maszyn mamy. Tylko zbiór przeprowadzi usługodawca. Rolnicy wyjaśniają, że nie zamierzają uprawiać buraków dla zysku, tylko po to, żeby urozmaicić płodozmian.

– Nie podoba mi się płodozmian ograniczony do pszenicy i rzepaku – wyjaśnia właściciel gospodarstwa. – To nie jest dobre zmianowanie i dlatego mimo intensywnej ochrony plony rzepaku mamy z roku na rok coraz mniejsze. Kiedy zasialiśmy rzepak na dokupionych gruntach, na których nie było tej uprawy od dziesięciu lat, to zebraliśmy o 500 kilogramów nasion z hektara więcej niż w uprawie na zmianę z pszenicą. Przy takim samym nawożeniu i ochronie – dodajePo burakach rolnicy posieją pszenicę ozimą, a po pszenicy – rzepak.

Wapnowanie co roku

Nawożenie i ochrona zaplanowana jest tu pod plony rzędu 8 t pszenicy z ha. Rolnicy stosują nawożenie mineralne i organiczne, zgodnie z zaleceniami nawozowymi sporządzonymi po analizie próbek gleby. Wykorzystują mapy nawożenia, na razie jednak sterują rozsiewaczem ręcznie. – Jeszcze nie mamy możliwości nawożenia precyzyjnego – tłumaczy Wojtek Lewandowski. – Ale mamy już rozsiewacz Amazone ZA-TS, napędzany hydraulicznie, z GPS. Trzeba go tylko doposażyć i nawożeniem zmiennym będzie sterował komputer.

Rolnicy stosują makroskładniki wyłącznie doglebowo, a dolistnie tylko mikroelementy: bor, cynk, miedź, mangan i krzem (razem lub osobno, w zależności od potrzeb). – Wykorzystujemy głównie nawozy makroelementowe z Polic oraz firmy Yara – mówi Jerzy Lewandowski. –Dajemy też trzy tony wapna sypkiego na hektar, a pogłównie wapno granulowane. Wapnowanie to u nas takie nawożenie jak azotem – niska dawka, ale co roku.

Obornik w ilości 30-40 t/ha stosowany jest głównie pod kukurydzę, czasem pod rzepak. Od stada bydła mięsnego w gospodarstwie w Niewieścinie wystarczy go na ok. 80 ha rocznie, ale rolnicy otrzymują też obornik od okolicznych hodowców bydła mlecznego, którym dają słomę, bo mają jej więcej niż potrzebują.

Do trzech razy sztuka

W 2018 r. już ponad 90 proc. pól w Gospodarstwie Rolnym Lewandowskich uprawiano bezorkowo – w systemie pasowym (strip-till). – Zaoraliśmy tylko pole pod buraki – zdradza Wojtek Lewandowski. – Glebę pod zboża i rzepak uprawiamy bezorkowo agregatem uprawowo-siewnym firmy Horsch – czterometrowym FocusemTo świetna maszyna, wymaga jednak bardzo mocnego ciągnika. Agregatujemy ją z traktorem John Deere o mocy 400 KM. Uprawiamy glebę bardzo głęboko – pole pod rzepak na 35 centymetrów, a pod zboża na około 30 centymetrów. Jeśli już nie orzemy, to staramy się jak najgłębiej wzruszyć glebę i likwidować podeszwę płużną.

Rolnicy do uprawy pasowej przekonali się cztery lata temu. – Było wtedy bardzo sucho, trudno było zwykłym siewnikiem zasiać rzepak i pszenicę w terminie agrotechnicznym – wspominają. – Wynajęliśmy agregat do uprawy pasowej. Jednak nie podobały nam się efekty. W następnym roku pracował u nas agregat innej firmy. Też nie byliśmy zadowoleni. Uprawa była za płytka, a elementy robocze maszyny błyskawicznie się zużywały. Dopiero za trzecim razem uznaliśmy, że taki agregat warto kupić. To był właśnie Horsch Focus. Zasialiśmy 1200 hektarów i dopiero teraz elementy robocze nadają się do wymiany. Siejemy nim zboża i rzepak. Do kukurydzy uprawianej bezorkowo i do buraków uprawianych po orce mamy inne siewniki.

– Po orce pole wygląda czysto, po agregacie niezbyt ładnie – dodaje Jerzy Lewandowski. – Ale pole nie ma wyglądać, ma sypać. A koszty uprawy bezorkowej są w naszym gospodarstwie mniejsze niż orkowej, poza tym gleba dłużej zachowuje wilgoć, co było szczególnie istotne w tak suchym roku jak 2018. Plony nie są niższe niż w przypadku uprawy orkowej. Najwyższe plony pszenicy ozimej to na naszych słabych glebach (III, IV i V klasa, ziemie piaszczyste) około 9 ton z hektara.

Z chwastami, mimo że uprawiają pola bezorkowo, rolnicy nie mają problemów, omacnicy na polach kukurydzy nie ma, tylko na rzepak wcześniej wchodziła śmietka, a w ostatnim sezonie mszyce. – Trudno było je zwalczyć – przyznają. – Było za sucho i środki systemiczne nie działały.

Jeśli na polu nie ma perzu, nie stosują glifosatu, tylko inne herbicydy, dopasowane do gatunków chwastów. – Unikam też desykacji rzepaku – zapewnia Jerzy Lewandowski. – Przekonuję do tego sąsiadów, wyjaśniam, że desykacja obniża plony. Na dobę przyrasta 70-80 kilogramów nasion na hektarze. Jeśli glifosat zastosujemy tydzień przed zbiorem, tracimy ten przyrost plonu. My mamy szeroki 36-metrowy opryskiwacz, więc strat na ścieżkach technologicznych jest niewiele, ale jeśli rolnik ma mniejszą maszynę, to ile łuszczyn wymłóci ciągnik w czasie zabiegu? Rzepak ma wtedy przecież ponad 1,5 metra wysokości. Nie stosuję też sklejaczy łuszczyn. Uważam, że taki zabieg nie ma żadnego wpływu na plon, ponieważ to, co zyskamy przy sklejaniu, zniszczymy jeżdżąc opryskiwaczem po polu.

Park maszynowy

Gospodarstwo Rolne Lewandowscy może się pochwalić imponującym parkiem maszynowym: pięć ciągników John Deere (od najmniejszego 6220 do największego 8400R), dwa kombajny zbożowe Claas, w tym jeden z hederem do kukurydzy, agregat uprawowo-siewny Horsch Focus, siewniki Väderstad Tempo, Amazone i Horsch, 36-metrowy opryskiwacz Horsch i 24-metrowy Lemken, prasa rolująca Claas Variant 260, pług ośmioskibowy Diamant firmy Lemken, rozsiewacze nawozów Sulky DPX i Amazone ZA-TS, rozrzutnikdo obornika i ładowarki teleskopowe JCBoraz przyczepy transportowe. Wszystkie ciągniki używane do prac polowych – różne modele John Deere – mają GPS.

Do modernizacji gospodarstwa jego właściciele wykorzystali unijne fundusze pomocowe. – Już ze środków SAPARD kupiliśmy kombajn zbożowy, heder do kukurydzy, suszarnię, ciągnik. Korzystaliśmy też z PROW. W tej perspektywie finansowej nie udało nam się jednak zdobyć dofinansowania, chociaż składamy wnioski na każdy nabór – mówi Jerzy Lewandowski. Młodzi skorzystali z unijnego wsparcia dla młodych rolników – dostali po 100 tys. zł premii.

Maszyny, które teraz używane są w gospodarstwie rolnicy kupili już za środki własne, niedawno przeszli bowiem z 24-metrowych ścieżek technologicznych na 36-metrowe, co wymusiło zmianę większości maszyn na większe. – Ale im mniej ścieżek technologicznych, mniej przejazdów i mniejsze koszty – mówi Wojtek Lewandowski.

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 01/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy