Jak księgowa została rolnikiem

2019-03-01

Teresa Kośmicka od 2002 r. jest prezesem zarządu Spółdzielni Produkcji Rolnej Agrofirma w podpoznańskim Skórzewie. Z wykształcenia ekonomistka, świetnie radzi sobie z prowadzeniem dużego gospodarstwa rolnego, zajmującego się produkcją roślinną i chowem trzody chlewnej.

– Wykształcenie ekonomiczne bardzo mi się przydaje w kierowaniu gospodarstwem rolnym – twierdzi absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, która w latach 1966-69 pracowała w Banku Spółdzielczym w Szamocinie, od 1970 do 1978 r. w Banku Ludowym w Poznaniu (obecnie Poznański Bank Spółdzielczy), po czym przeszła do Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Skórzewie. Od kwietnia 1978 r. Teresa Kośmicka jest jej członkiem, wtedy też rozpoczęła pracę jako zastępca głównej księgowej, później, od 1981 r. jako główna księgowa, a od 2002 r. – prezes zarządu. – W grudniu 2001 roku zmarł prezes spółdzielni i jej członkowie zdecydowali, że powinnam go zastąpić – wspomina prezes Kośmicka. – Nie chciałam się na to zgodzić, ponieważ nie miałam wiedzy rolniczej, mimo że pochodzę z 25-hektarowego gospodarstwa, a mój ojciec utrzymywał wiele gatunków zwierząt. Radziłam spółdzielcom, żeby to stanowisko objął kierownik gospodarstwa. Na to z kolei oni nie chcieli się zgodzić i straszyli, że zatrudnią kogoś spoza firmy. W marcu 2002 roku, na walnym zgromadzeniu zdobyłam 18 głosów, kierownik pięć. Od tego czasu jestem prezesem zarządu Spółdzielni Produkcji Rolnej Agrofirma.

Spółdzielnia powstała 27 stycznia 1951 r. po parcelacji majątku w Skórzewie. Jego pracownicy po wojnie dostali działki rolne, ale nie radzili sobie z ich uprawą, więc założyli Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną. – Kiedy zaczęłam pracować w RSP Skórzewo była ona jeszcze połączona ze spółdzielnią w pobliskiej Dąbrówce. Razem miały 800 hektarów, z czego w Skórzewie 370 – mówi Teresa Kośmicka. – Później spółdzielnie się rozłączyły. Część gruntów członkowie wycofali, część wykupiliśmy. Teraz prawie cały areał w Skórzewie jest naszą własnością, z wyjątkiem jednej działki – tam jesteśmy większościowym udziałowcem. Grunty udało nam się kupić przed 1989 rokiem. Gdybyśmy tego nie zrobili, już by nas pewnie nie było, bo ziemia jest tu droga, właściciele żądają 150 tysięcy złotych za hektar.

Własność i dzierżawa

Teraz SPR Agrofirma gospodaruje na 450 ha, z których 210 ha w Skórzewie (gleby klasy III-IV) jest własnością spółdzielni, a 240 ha w Gołuniu pod Pobiedziskami (kl. IV, V i VI oraz trwałe użytki zielone, z których siano jest sprzedawane) to dzierżawa z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa. Gospodarstwo w Gołuniu spółdzielcy wydzierżawili w 2004 r. od Agencji Nieruchomości Rolnych bez przetargu, spłacając dług poprzedniego dzierżawcy. Umowa kończy się w przyszłym roku. – Chcieliśmy wykupić tę nieruchomość od ANR, ale zabrakło nam trzech dni. W tym czasie pojawili się spadkobiercy dawnych właścicieli i sprzedaż została wstrzymana – wyjaśnia prezes Kośmicka i dodaje, że w przyszłym roku w sierpniu spółdzielnia złoży wniosek o przedłużenie dzierżawy, chyba że wcześniej grunty kupią spadkobiercy. Wtedy postara się nabyć ziemię od nich, jeśli to w ogóle będzie możliwe.

Spółdzielcy uprawiają pszenicę (58 ha), żyto (35 ha), jęczmień (40 ha), pszenżyto (65 ha), kukurydzę na ziarno (94 ha), rzepak (54 ha) dla ADM w Szamotułach i buraki cukrowe (35 ha) dla Cukrowni Opalenica. Średnie plony zbóż sięgają tu 7-8 t/ha. Część ziarna spółdzielnia sprzedaje, większość idzie na pasze. Słoma wykorzystywana jest na ściółkę w chlewniach.

– W Gołuniu uprawiamy tylko zboże i kukurydzę, mamy tam ośrodek gospodarczy, wiele maszyn przechowujemy na miejscu, tylko kombajn w czasie żniw sprowadzamy ze Skórzewa – mówi pani prezes.

Swoje grunty spółdzielcy uprawiają tradycyjnie, orkowo. – Myślimy o uprawie bezorkowej – przyznaje Teresa Kośmicka. – W 2017 roku pola stały pod wodą, w 2018 dotknęła nas ogromna susza i dlatego chcemy wprowadzić uprawę bezpłużną, nie będziemy jednak w ten sposób uprawiać pól co roku, tylko co jakiś czas, żeby struktura gleby zmieniała się.

Co roku 150 ha spółdzielcy nawożą obornikiem z chlewni, więc mogą zmniejszyć nawożenie azotowe według wskazań stacji chemiczno-rolniczej, a w glebach jest więcej próchnicy. W tym roku, ze względu na dyrektywę azotanową, spółdzielnia jeszcze bardziej ograniczy nawożenie azotowe. – Przybędzie nam też papierów do wypełnienia – dodaje Teresa Kośmicka.

Spółdzielcy mają rozbudowany park maszynowy (ciągnik i kombajn kupili z dofinansowaniem z PROW). Korzystają jednak z usługowego zbioru kukurydzy oraz buraków. W ostatnim przypadku zbiór organizuje właściciel Cukrowni Opalenica – Nordzucker. Baza magazynowa – silosy – na ok. 600 t ziarna wystarczy na przechowywanie zbiorów po żniwach, do czasu kiedy ceny wzrosną.

Pół setki loch

SPR Agrofirma specjalizuje się też w produkcji trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. W jednej chlewni trzymane są loszki, maciory (ok. 50) i odsadzone prosięta, w drugiej – warchlaki i tuczniki. Zwierzęta utrzymywane są na ściółce ze słomy wymienianej raz w tygodniu. Loszki i maciory inseminowane są nasieniem knurów różnych ras, kupowanym w Wielkopolskim Centrum Hodowli i Rozrodu Zwierząt w Tulcach.

Świnie żywione są na sucho paszami mieszanymi w gospodarstwie, z własnych komponentów: zbóż, śruty sojowej, otrębów pszennych. Do tego dochodzą kupowane koncentraty i dodatki mineralno-witaminowe. Zootechniczka komponuje dawki dla każdej grupy technologicznej oddzielnie: loszek, loch luźnych, karmiących, prosiąt odsadzonych, warchlaków, tuczników.

– Mięso z naszych tuczników dodawane jest do kiełbas i wędlin jako „polepszacz”, ponieważ ma znakomitą jakość – nie ukrywa dumy prezes Kośmicka. – Mięsność przekracza 55-60 procent. Zwierzęta są pod stałą opieką dwóch lekarzy weterynarii, jednym z nich jest moja córka Maria. Na razie nie powiększymy stada podstawowego, ponieważ nie mamy do tego warunków. Nie możemy rozbudować chlewni, sąsiedzi się na to nie zgodzą, mimo że stosujemy efektywne mikroorganizmy, które neutralizują przykre zapachy.

Od lochy spółdzielcy otrzymują średnio rocznie 21 odchowanych prosiąt, a więc rocznie sprzedają ok. 1000 tuczników. – Chcielibyśmy poprawić wydajność, jednak przy tak niskich cenach żywca nie możemy ponosić dodatkowych kosztów – wyjaśnia szefowa spółdzielni i dodaje, że obecnie produkcja tuczników jest nieopłacalna. – Gdybyśmy nie mieli stałego odbiorcy, to dwa, trzy lata temu zrezygnowalibyśmy z tuczu. Teraz za klasę E dostajemy 3,80-3,94 zł za kilogram żywej wagi, podczas gdy opłacalna cena wynosi 4,50-4,60 złW tym roku do świń trochę dopłaciliśmy, uważam jednak, że dopóki przychody będą pokrywały koszty tuczu, łącznie z płacami pracowników, to nie powinniśmy rezygnować. Z pewnością przyjdą lepsze lata.

Gospodarstwo zachowuje zasady bioasekuracji w związku z afrykańskim pomorem świń. Podwórze jest ogrodzone, w bramach i w chlewniach wyłożone są maty nasączone środkami odkażającymi, dwóch lekarzy weterynarii sprawujących opiekę nad stadem ma własny gabinet, przebieralnię. Spółdzielnia dostała dopłatę z budżetu państwa na bioasekurację. Kupiła maty, odzież ochronną, myjkę do mycia kojców.

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 03/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy