Więcej nie zawsze znaczy lepiej

2021-06-01

Wielu rolnikom może bardziej kojarzyć się z pseudonimem „Kula”, bo to znany vloger, który na kanale YouTube chętnie dzieli się swoją wiedzą i przemyśleniami na temat uprawy i szeroko pojętego rolnictwa. Mateusz Kulecki, bo o nim mowa, to przedstawiciel nowego pokolenia rolników, który nie boi się sięgać po innowacyjne rozwiązania, ale jednocześnie nie zapomina o podstawowych zasadach, które kierują gospodarką rolną.

Nigdy nie planował zostać vlogerem. – Można powiedzieć, że to zrządzenie losu. Kilka lat temu trafiłem na amatorski filmik, bodajże z siewu, którego strona merytoryczna, lekko ujmując, nie była najlepsza. Z wieloma wypowiedziami można było się nie zgodzić. To dało mi bodziec, żeby nagrać swój filmik i wyjaśnić temat w odpowiedni sposób i tak się zaczęło. Na początku nie miałem zbyt wielu odsłon i polubień, ale z każdym rokiem było coraz lepiej – przyznaje. Dzisiaj jego materiały wideo mają po kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Ale nie tylko on udziela się w internecie. Swój kanał na YouTube pt. „Matka na wsi” ma także żona pana Mateusza – Agnieszka, która prezentuje codzienne życie w gospodarstwie, a także słynny już ogródek. Państwo Kuleccy łączą swoją pracę z wychowaniem trójki synów.

Rolnik z powołania

Jak przyznaje Mateusz Kulecki, od początku wiedział, że chce zostać na wsi i pracować w gospodarstwie, dlatego też w odpowiedni sposób pokierował swoją edukacją. – Po rozmowie z kuzynem, który ukończył studia rolnicze, wbrew temu jak robi większość dzieciaków chcących zostać na wsi, nie poszedłem do technikum rolniczego, ale do liceum do klasy o profilu biologiczno-chemicznym, gdzie otrzymałem solidne podstawy do dalszej edukacji na studiach. A wybrałem studia rolnicze na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Po ich ukończeniu wróciłem w rodzinne strony – mówi. – W 2014 roku otrzymałem od rodziców część gospodarstwa. Nie mogli mi przepisać całości ze względu na kwestie emerytalne, ale pewnie w ciągu najbliższych 2-3 lat przejmę formalnie pozostały areał. W sumie razem z rodzicami gospodarujemy na powierzchni 146 hektarów, z czego około 50 hektarów stanowią grunty dzierżawione – wskazuje Kulecki. W gospodarstwie przeważają gleby klasy IV, ale spotkać można cały przekrój od III do VI klasy. Pan Mateusz zastrzega jednak, że to nie jest taka typowa IV klasa, jak np. w Wielkopolsce. – Ponieważ większość gruntów gospodarstwa leży na podłożu gliniastym, to gleby są dosyć ciężkie i żyzne. Dlatego wolę mówić, że jest to kompleks pszenny wadliwy – wyjaśnia.

Kulecki jest zwolennikiem zrównoważonego systemu gospodarowania, a nie maksymalizacji plonu za wszelką cenę. – Liczę przede wszystkim na maksymalizację zysku z hektara, przez rozsądne inwestowanie oraz dbałość o wysoką kulturę gleby – wyjaśnia młody rolnik. Dlatego też nie są mu obce dobre praktyki rolnicze poczynając chociażby od płodozmianu. Uprawia rośliny z różnych grup (zboża, oleiste, strączkowe), co umożliwia mu odpowiednią rotację, choć jak przyznaje nie udało mu się jeszcze do końca wyeliminować siewu pszenicy po pszenicy na niewielkim areale, ale ma to nadzieję wkrótce uczynić zwiększając powierzchnię uprawy kukurydzy. W tym roku 42 ha zajmuje pszenica, 12 ha pszenżyto, 2 ha żyto, 16 ha jęczmień jary, 20 ha kukurydza ziarnowa, ok. 18 ha groch na nasiona, a resztę rzepak (ok. 36 ha). Od 14 lat uprawa wszystkich gatunków prowadzona jest w systemie bezorkowym. – Zapoczątkował to mój tata, zresztą zupełnie przypadkowo, ponieważ podczas orki pod rzepak doszło do awarii pługa, a że trzeba było dokończyć uprawę, to postanowiliśmy zrobić to gruberem, który był na stanie gospodarstwa. Zauważyliśmy, że z orką czy bez plony się nie różniły, co zachęciło nas do przejścia na ten system – mówi Kulecki. – Na większości areału stosujemy klasyczną uprawę bezorkową, a więc zrywamy ściernisko, zwykle za pomocą brony talerzowej, a później zamiast pługa używamy odpowiedniego agregatu. Ale testujemy także uprawę strip-till. W zeszłym roku w kukurydzy, a w tym na około 20 hektarach w rzepaku. Zobaczymy, jak wyjdzie – mówi.

Plusy i minusy

Z perspektywy kilkunastu lat uprawy bezorkowej Mateusz Kulecki widzi zarówno minusy, jak i plusy tej uprawy. Minusy wynikają po części ze specyfiki gleb w gospodarstwie, które są dosyć ciężkie, gliniaste. – Orka i warunki zimowe, zwłaszcza mrozy pozwalały ją w naturalny sposób doprawić, skruszyć. Przy jej braku struktura gleby wiosną jest zbita, co wymaga głębokiej uprawy, to z kolei powoduje, że wyrzucamy na wierzch glinę, z której doprawieniem jest problem – wyjaśnia Kulecki. – Zaczynamy jednak sobie z tym radzić. Zakupiliśmy głębosz z dwiema sekcjami dosyć agresywnie pracujących talerzy, które spulchniają glebę. Trochę przypomina to strukturę orki. W takim stanie zostawiamy pole do wiosny – dodaje. – Do minusów uprawy bezorkowej można zaliczyć także wymagania sprzętowe, specjalistyczne maszyny, zwłaszcza na ciężkich glebach, na których powinny mieć dużą siłę uciągu. One kosztują więcej – wymienia dalej rolnik. – Minusy uwypuklają się także przy uprawie w monokulturze, na przykład siejąc pszenicę po pszenicy trudniejsza staje się walka z samosiewami – wymienia. Jest też jednak sporo plusów. To między innymi płytkie mieszanie resztek pożniwnych, co przyspiesza ich rozkład, szybsza i łatwiejsza możliwość doprawienia gleb, zwłaszcza ciężkich, a także niższe koszty uprawy związane chociażby z mniejszymi nakładami na paliwo.

Młody rolnik nie zaobserwował większych problemów z chorobami czy też zachwaszczeniem. – Nie jest to jednak kwestia bezorkowej uprawy, ale holistycznego podejścia do gospodarowania – podkreśla. – Wprowadzenie do uprawy roślin jarych umożliwia lepszą walkę z chwastami, poza tym zawsze wysiewamy pod nie międzyplony, mamy czas na wapnowanie, stosowanie obornika, maksymalnie ograniczamy uprawę w monokulturze, a w niedalekiej przyszłości zamierzam całkowicie z niej zrezygnować – wymienia Mateusz Kulecki. – Dzięki takim działaniom mamy odpowiednie pH i bardzo wysoką zawartość próchnicy w glebie sięgającą 5 procent, co na polskie warunki jest bardzo dobrym wynikiem. To z kolei sprawia, że gleba jest wysoce sprawna. Nie ma warunków dla rozwoju pleśni i grzybni w resztkach pożniwnych, w czym swój udział ma także ich płytkie mieszanie, które pozwala na szybszy rozkład materii organicznej. A więc to wszystko się zazębia – wskazuje Kulecki podkreślając, że to nie tylko jego zasługa, ale także rodziców, którzy zawsze dbali o glebę, nie oszczędzając przy tym na nawozach. – To dzięki temu możemy dzisiaj pochwalić się wysokimi zawartościami wszystkich składników pokarmowych – zaznacza.

Cały tekst można przeczytać w wydaniu nr 6/2021 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Alicja Siuda

Fot. Jarosław Pruss

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy