Biznes w zgodzie z naturą

2021-07-01

Mateusz Ciasnocha, współwłaściciel ponad 700-hektarowego gospodarstwa rolnego na Żuławach, we wsi Stobiec w gm. Stegna (woj. pomorskie), od 2004 roku wraz z rodziną zmienia metody produkcji rolnej tak, aby zostawiała ujemny ślad węglowy.

– Ziemia, którą zarządzamy jest własnością naszej rodziny – wyjaśnia rolnik. – W latach 80. uprawialiśmy buraki cukrowe i zboża, a także hodowaliśmy krowy mleczne i owce. W latach 90. to się zmieniło. Przestawiliśmy się na uprawy zbóż ozimych i rzepaku, które rosły tu do 2004 roku. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej weszliśmy w programy rolno-środowiskowe, więc pojawiła się okazja, aby zmienić profil upraw. Dobrze ją wykorzystaliśmy. Zmieniliśmy uprawę zbóż z ozimych na jare, rozbudowaliśmy płodozmian, zaczęliśmy uprawiać międzyplony i rozpoczęliśmy „biznes słomiany”, czyli zbiór i handel słomą z naszego gospodarstwa i z gospodarstw w naszym powiecie.

W 2008 r. rolnicy po raz kolejny zmienili profil produkcji, tym razem na trwałe użytki zielone, z których pozyskują i sprzedają siano. Przy czym całkowicie zrezygnowali ze zbóż. – Zmiany rozpoczęły się jeszcze zanim wróciłem do Polski z zagranicy, a było to w 2018 roku – wspomina Mateusz Ciasnocha i dodaje, że bodźcem do rezygnacji ze zbóż była analiza finansowa. – Produkcja i sprzedaż siana jest lepiej dostosowana do warunków środowiskowych w ekosystemie, którym się opiekujemy. Dlatego poprzez pracę w zgodzie z naturą prowadzimy zyskowny biznes – dodaje.

Wtedy, 13 lat temu, rolnik kupił pierwsze maszyny zielonkowe (włóki, kosiarki i przetrząsacze). Park maszynowy jest sukcesywnie rozbudowywany i modernizowany. W 2019 r. właściciele gospodarstwa nabyli pierwszy system prowadzenia satelitarnego maszyn rolniczych, a w tym roku nową zgrabiarkę o szerokości roboczej 14 m. Teraz własny park maszynowy jest wystarczający – farmerzy nie korzystają z usług firm wykonujących prace polowe.

Nie za wcześnie, nie za późno

Grunty gospodarstwa położone są w dwóch gminach, w pięciu rozłogach. – To specyfika regionu – zaznacza Mateusza Ciasnocha. – Mamy sporo rowów melioracyjnych, o które musimy nieustannie dbać, czyli wykaszać je i odmulać. Kontrolujemy zadrzewienia, ale też sadzimy nowe drzewa, żeby zwiększać bioróżnorodność. Poszerzamy przejazdy na krańcach działek, żeby kosić poprzeczniaki za jednym przejazdem, a następnie tylko jeździć z kosiarką wzdłuż pola.

Rolnik przekonuje, że zbiory zielonki z dwóch pokosów w roku są zadowalające, mimo iż trwałe użytki zielone założone na glebach gliniastych i torfowych (klasy od III do VI) nawożone są tylko mocznikiem w dawce 50 kg/ha (przy wiosennym włókowaniu). – Pozwalamy naturze działać – tłumaczy. – Przed laty na ziemi, którą teraz zarządzamy były łąki, nie uprawiano tu zbóż, bo grunty są zbyt podmokłe. Nie chodzi nam o najwyższy poziom produkcji, ale o zadowalający zysk z hektara przy akceptowalnym poziomie ryzyka produkcyjnego i finansowego.

Z łąk, na których rosną cztery gatunki traw (życica mieszańcowa, kupkówka, kostrzewa łąkowa i tymotka), pierwszy pokos rolnicy zaczynają zbierać w drugiej połowie czerwca, a drugi w sierpniu lub we wrześniu, w zależności od pogody. – Produkujemy najwyższej jakości siano konserwowane środkiem, który sprowadzamy z USA – wyjaśnia współwłaściciel gospodarstwa. – To mieszanka czterech kwasów. Konserwant dodawany jest do siana przez prasę kostkującą w ilości zależnej od poziomu wilgotności materiału.

Rolnicy magazynują kostki o masie 550-600 kg każda w halach lub stertach przykrytych folią i sukcesywnie je sprzedają. Siano o wilgotności 14 proc. kupują hodowcy bydła i koni oraz niemieccy wytwórcy ekologicznego papieru z recyklingu (nadającego się np. na torby zakupowe).

– Nasz biznes ewoluował od 2008 roku. Wiele się w tym czasie nauczyliśmy. Najważniejsze jest wyznaczenie optymalnego terminu koszenia łąk – nie za wcześnie, nie za późno. Trzeba wziąć pod uwagę fazę rozwojową traw oraz pogodę. Możemy skosić 100 hektarów dziennie, więc jeśli spóźnimy się dwa dni, siano z 200 hektarów może być złej jakości. A to kosztuje.

Jak odwrócić zmiany?

– Rolnictwo konwencjonalne, czyli takie, które bazuje na uprawie orkowej i nie stosuje poplonów, emituje różne gazy cieplarniane z gleby, natomiast rolnictwo regeneratywne może pochłaniać i magazynować więcej CO2 niż suma wszystkich gazów cieplarnianych (czyli CO2, CH4 oraz N2O) pochodzących z gospodarstwa – wyjaśnia Mateusz Ciasnocha. Jego gospodarstwo już teraz emituje mniej gazów cieplarnianych niż ilość CO2, którą pochłania i magazynuje własna ziemia rolnicza. Według the Cool Farm Tool, międzynarodowego kalkulatora emisji gazów cieplarnianych, gleba w gospodarstwie pochłania 6,5 t CO2eq (ekwiwalentu dwutlenku węgla) na hektar rocznie, począwszy od zmiany systemu użytkowania z gruntów ornych na trwałe użytki zielone. Właściciele mogliby więc dodatkowo zarabiać na handlu ujemnymi emisjami gazów cieplarnianych. Gdyby to było w Polsce możliwe.

Nad tym właśnie pracujemy – zdradza rolnik. – Jeździłem po świecie przez ostatnich siedem lat i zrozumiałem rolę rolnictwa w obszarze zmian klimatycznych. Rolnictwo, oprócz tego, że powinno zaadaptować się do zmian klimatu, musi ograniczyć emisję gazów cieplarnianych oraz zwiększyć magazynowanie nowego CO2 w glebie i innych zbiornikach węgla, na przykład torfowiskach. Musimy więc jednocześnie spowalniać, a nawet o tyle, o ile to możliwe odwracać zmiany oraz dostosowywać się do nich. Z tą wiedzą wróciłem do Polski, aby budować na potencjale i zasobach, które umożliwiły zmianę funkcjonowania naszego rodzinnego gospodarstwa. Teraz magazynujemy w ziemi więcej CO2 niż robiliśmy to wcześniej i potencjalnie moglibyśmy nasze działania zmonetyzować. Niestety, mimo że bardzo dużo mówiło się o tym dwa lata temu, gdy zaczęliśmy się tym zajmować i bardzo wiele mówi się o tym obecnie, w Unii Europejskiej jeszcze nie wprowadzono takich rozwiązań. Uznaliśmy więc, że jeśli chcemy zarabiać na wyłapywaniu i magazynowaniu CO2 w naszej glebie, musimy sami coś zrobić we współpracy z Komisją Europejską oraz rządami narodowymi. Założyliśmy więc European Carbon Farmers, spółkę, której celem jest pomoc rolnikom w ich wysiłkach w kierunku adaptacji do zmian klimatycznych i zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych z gospodarstw w zyskowny dla nich sposób. W celu realizacji tej misji European Carbon Farmers dołączyło do konsorcjum the Cool Farm Alliance, które stworzyło i zarządza wspomnianym już kalkulatorem emisji indywidualnego gospodarstwa rolnego – the Cool Farm Tool. Bazuje on na metodologii IPCC – Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmiany Klimatu Organizacji Narodów Zjednoczonych. Rolnik wypełnia formularz dotyczący sposobu uprawy gleby, prowadzonych upraw, poziomów nawożenia oraz stosowanych środków ochrony roślin. Narzędzie natychmiast podaje poziom emisji generowany przez gospodarstwo rolne. Kalkulator ten jest już dostępny za darmo w języku polskim na naszej stronie internetowej. Zachęcam do korzystania z niego oraz kontaktu z nami.

Mechanizm rolniczego kredytu węglowego pozwala płacić rolnikom za zmagazynowany przez nich dodatkowo, czyli ponad własne emisje, dwutlenek węgla. W pierwszym roku programu monetyzacji rolniczych kredytów węglowych rolnicy podejmują decyzje o zmianie praktyk w celu zwiększania sekwestracji CO2 w gospodarstwie. Po zakończeniu roku i audycie emisji następują płatności za dodatkową sekwestrację. Płacą firmy, które chcą zredukować swoje emisje lub osiągnąć neutralność emisyjną poprzez kupno ujemnych emisji od innych podmiotów. To mechanizm, zgodnie z którym w formule kredytu węglowego rolnicy będą otrzymywali płatności, mimo że w rolnictwie są i zawsze będą emisje gazów cieplarnianych. Ale trzeba zacząć od zmiany praktyk – zaprzestania orki i utrzymania powierzchni gleby na zielono, czyli pod roślinami, których korzenie żyją przez większą część roku. Pierwsza praktyka zapobiega emisjom węgla do atmosfery, a druga ułatwia zatrzymywanie go przez glebę.

Jak będzie sprawdzane magazynowanie CO2 w glebie? – Badania gleby tylko potwierdzą wyliczenia wykonane za pomocą kalkulatora emisji the Cool Farm Tool – wyjaśnia Mateusz Ciasnocha. – Każdy polski rolnik powinien być w stanie dołączyć w przyszłości do programu płatności węglowych. Jak już pozna ślad węglowy gospodarstwa zobaczy, w którym miejscu tworzy niepotrzebne koszty, czyli gdzie emisje są zbyt duże i można je zredukować, a przez to ograniczyć wydatki, jednocześnie mając pozytywny wpływ na środowisko. Dowie się też, gdzie można „złapać” CO2 i schować go w glebie: poprzez minimalizację uprawy oraz całoroczne przykrycie gleby roślinnością.

Cały tekst można przeczytać w lipcowym wydaniu miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Małgorzata Felińska

Fot. Jarosław Pruss

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy