Czy producenci złapią oddech?

2020-08-03

Ceny skupu bydła wracają do normalności, podobnie jak drobiu, natomiast mleko w skupie tanieje. Spadki notowań tego surowca nie są jednak bardzo wysokie, w przeciwieństwie do tuczników, których produkcja przestała być obecnie opłacalna. 

Pandemia Covid-19 i wprowadzone w związku z nią ograniczenia spowodowały, że ceny skupu żywca oraz mleka zaczęły maleć. W niektórych sytuacjach obniżki były na tyle duże, nagłe i drastyczne, że hodowcy ocierali się o bankructwo. Teraz wydaje się, że sytuacja powoli zaczyna wracać do normy. Nie wszyscy jednak mogą spać spokojnie. 

Ceny bydła mocno spadły

Producenci wołowiny, zdaniem Jacka Zarzeckiego, prezesa Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego, w ostatnich miesiącach ucierpieli najbardziej. – Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy czuje się dotknięty pandemią. Jednak patrząc obiektywnie na specyfikę produkcji bydła mięsnego wydaje mi się, że nasza branża najmocniej odczuła ten kryzys. Pamiętajmy o tym, że w normalnych warunkach eksportowaliśmy 80 procent wołowiny wyprodukowanej w Polsce, z czego większość trafiała do krajów Unii Europejskiej. Pandemia spowodowała, że wywóz został praktycznie wstrzymany, a ceny skupu spadły średnio o 20 procent i były najniższe od 2015 roku – mówi Jacek Zarzecki.

Jeszcze jesienią ub.r. nic nie wskazywało na to, że sytuacja będzie tak dramatyczna. W Polsce, podobnie jak na rynku unijnym, od października 2019 r. do lutego 2020 r. utrzymywała się wzrostowa tendencja cen skupu bydła rzeźnego. Od marca, na skutek rozprzestrzeniania się koronawirusa, nastąpił dynamiczny spadek notowań. Wpłynęły na to wprowadzone ograniczenia handlowe między krajami Wspólnoty, które spowodowały zmniejszenie eksportu i spadek cen bydła. W kwietniu, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, hodowcy uzyskiwali średnio 6,12 zł/kg żywca. Z kolei w maju bydło rzeźne skupowano przeciętnie po 5,83 zł/kg. W czerwcu ceny wzrosły do 6,27 zł/kg, a w pierwszej połowie lipca ponownie zmalały do poziomu 6,01 zł/kg.

Jeszcze w maju Komisja Europejska w celu przeciwdziałania kryzysowi na rynku wołowiny uruchomiła mechanizm dopłat do prywatnego przechowywania świeżego i schłodzonego mięsa z bydła w wieku ośmiu miesięcy lub więcej. Do 8 lipca do programu przystąpiło dziewięć krajów UE, które zaoferowały łącznie 2215 t wołowiny. 598 t pochodzi z Hiszpanii, 442 t z Polski, 350 t z Francji, 125 t z Włoch, 50 t z Łotwy, 40 t z Niemiec, a 20 t z Irlandii. 

Trochę optymizmu

– Wszystko będzie zależało od tego, jak rozwinie się sytuacja w Europie. To dla nas producentów, którzy są eksporterami, jest najważniejsze. Uważam jednak, że w tej sytuacji, w której ludzie są spragnieni uczestnictwa w życiu towarzyskim, w ogóle życia w normalności po kilku miesiącach zamknięcia, eksport i ceny będą rosły – mówi prezes Zarzecki. Jego zdaniem, hodowcy bydła mięsnego mogą wyjść z tej sytuacji mocniejsi. – Dzięki pandemii rozpoczęliśmy starania o dostęp do rynków trzecich, które mogą się dla nas okazać bardzo ważne chociażby dlatego, że jako jeden z nielicznych krajów europejskich mamy możliwość przeprowadzenia uboju rytualnego – zauważa Zarzecki i dodaje: – Każdego roku drugi i trzeci kwartał charakteryzuje się spadkiem cen oraz ich powolną stabilizacją na niższym poziomie. Jednak obecnie, ze względu na koronawirusa, ten okres może być dla nas dobry, a nawet bardzo dobry. Oczywiście pod warunkiem, że jesienią nie będziemy mieli kolejnej fali epidemii i hotele oraz restauracje ponownie nie zostaną zamknięte. 

Bali się o swoją przyszłość

Pandemia koronawirusa spowodowała duże zawirowania także na rynku mleka. – To był bardzo trudny okres. Zamykanie granic spowodowało, że towary przestały przepływać tak, jakbyśmy tego chcieli. A przypomnę, że eksportujemy ponad 30 procent produkcji mleczarskiej – mówi Leszek Hądzlik, prezydent Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka.

Rolnicy z mniejszymi lub większymi przeszkodami zachowali jednak ciągłość produkcji. Niestety, cena mleka zaczęła spadać, choć nie tak drastycznie jak w przypadku żywca wołowego. Jednak zapowiedzi, że sytuacja będzie się pogarszać i rzeczywiste obniżki cen skupu mleka wywołały wśród producentów strach o przyszłość. W marcu mleko kosztowało średnio 1,37 zł/l. W kwietniu jego notowania zmalały do poziomu 1,32 zł/l. Tendencja ta utrzymywała się również w kolejnych miesiącach. W maju mleczarnie płaciły za surowiec 1,31, w czerwcu 1,30 zł/l. 

Powoli wracamy do normalności

Zdaniem Leszka Hądzlika, powolnie postępujący odwrót pandemii, nie powinien uśpić czujności hodowców bydła i producentów mleka. Nadal powinni oni utrzymywać dyscyplinę sanitarną i stosować odpowiednie zasady bioasekuracji, które nawet w normalnych czasach przynoszą wiele korzyści. – Na rynku mleka panuje duża niepewność, ale powoli otwieramy się na nową rzeczywistość. Naszą rolą jest produkcja żywności, której na świecie brakuje. Będzie jej potrzeba coraz więcej. Musimy więc dalej wytwarzać doskonałe produkty. Cały czas powinniśmy przekonywać konsumentów, zwłaszcza europejskich, bo to Europa jest naszym głównym odbiorcą, że są one najwyżej jakości – mówi Hądzlik.

O tym, że sytuacja powoli wraca do normalności świadczy wielkość skupu mleka. Według najnowszych danych GUS, w maju wyniosła ona 1074,9 mln l i była o 5,2 proc. większa niż w kwietniu oraz o 1,5 proc. niż w maju ub.r. Produkcja mleka w Polsce w pierwszych pięciu miesiącach 2020 r. również była wyższa niż w tym samym czasie w 2019 r. (o 2,3 proc.) i wyniosła 5120,5 mln l. 

Niespodziewane tąpnięcie cen

Ceny skupu trzody chlewnej, podobnie jak bydła i mleka, po wprowadzeniu obostrzeń związanych z pandemią Covid-19 zmalały, ale nie od razu. Jeszcze w połowie kwietnia sięgały średnio 6 zł/kg żywca. W maju producenci otrzymywali średnio już tylko 5,20 zł/kg, tj. o 13 proc. mniej niż przed miesiącem oraz o 11 proc. niż przed rokiem. W czerwcu notowania ponownie wzrosły do 5,57 zł/kg. Wydawało się, że rynek trzody czeka stabilizacja. W Niemczech przez pięć tygodni notowania tuczników utrzymywały się na poziomie 1,66 euro/kg wbc.

Niestety, sytuacja diametralnie zmieniła się na początku lipca. Cena u naszych zachodnich sąsiadów spadła o 13 centów za kg do najniższego od marca 2019 r. poziomu 1,47 euro/kg wbc. Duży wpływ na tę sytuację miało zamknięcie z powodu zakażenia pracowników koronawirusem zakładu Tönnies w Nadrenii Północnej-Westfalii, który ubija dziennie 20 tys. świń, a także ograniczenie importu wieprzowiny przez Chiny. Spadek notowań w Niemczech natychmiast odbił się na krajowym rynku. W drugim tygodniu lipca zakłady mięsne objęte monitoringiem ministerstwa rolnictwa skupowały żywiec wieprzowy średnio po 4,91 zł/kg. Oznacza to spadek aż o 6 proc. w porównaniu do poprzedniego tygodnia oraz o 12 proc. miesiąc do miesiąca.

– W Niemczech ponad pół miliona tuczników przerasta w oczekiwaniu na ubój, który w zasadzie został tam wstrzymany. To przełożyło się na ceny żywca także w Polsce. Już docierają do nas głosy o stawkach poniżej 4 złotych za kilogram. Czyli producenci, którzy zaimportowali warchlaki w cenie 450 złotych za sztukę, obecnie za sprzedane tuczniki uzyskują około 470 złotych. A pozostaje jeszcze pokrycie kosztów paszy, wody, prądu, obsługi weterynaryjnej oraz pracy własnej. Tucz jest więc zupełnie nieopłacalny i generuje bardzo wysokie straty – komentuje obecną sytuację Jacek Jagiełłowicz, prezes Agro Gobarto. 

Na skraju bankructwa

Do połowy marca tego roku w niektórych rejonach kraju nadal utrzymała się wzrostowa tendencja cen skupu kurcząt brojlerów. Działo się tak mimo odnotowanego na początku roku pogorszenia wyników w eksporcie drobiu z Polski, które było spowodowane zamknięciem części pozaunijnych rynków zbytu z powodu wykrycia ognisk grypy ptaków na niektórych obszarach naszego kraju. Niestety, wskutek pandemii Covid-19 wprowadzone zostały ograniczenia logistyczne również w handlu wewnątrzwspólnotowym. Sytuacja ta spowodowała gwałtowne załamanie cen skupu, a wielu producentów straciło płynność finansową. Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz na początku kwietnia alarmowała, że średnie i mniejsze zakłady wylęgu drobiu w Polsce stoją na skraju bankructwa. Do naszej redakcji dzwonili producenci brojlerów, którzy otrzymywali za swoje zwierzęta stawki nawet poniżej 2 zł/kg. – Rolnicy w wielu przypadkach byli wręcz okradani. W czasie pandemii niektórzy z nich sprzedawali żywiec w cenie nawet poniżej 1,70 złotego za kilogram – mówi Andrzej Danielak, prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu.

Od maja obserwowany jest wzrost cen skupu brojlerów. W pierwszej połowie lipca zakłady drobiarskie kupowały je średnio po 3,27 zł/kg. – Produkcja żywca drobiowego jest opłacalna, pod warunkiem, że prowadzona w odpowiednim systemie. Ci, którzy mają własne stada reprodukcyjne, wylęgarnie i wytwórnie pasz rzeczywiście mogą zarabiać. Jednak ta część rolników, która korzysta wyłącznie z zakupionych piskląt i obecnie drogiej paszy, na pewno nie – tłumaczy Andrzej Danielak. Prezes PZZHiPD podkreśla, że w takim przypadku, zgodnie z szacunkami związku, koszt produkcji wynosi co najmniej 3,40 zł/kg. Obecne stawki są jednak niższe, co powoduje, że wielu właścicieli ferm wciąż funkcjonuje poniżej opłacalności, a część z nich zaprzestaje swojej działalności.

Analitycy Rabobank twierdzą, że druga połowa 2020 r. może być okresem lepszej koniunktury dla światowego przemysłu drobiarskiego. Wycofywanie kolejnych obostrzeń związanych z koronawirusem powinno spowodować większy popyt na mięso drobiowe. Ich zdaniem, może on wpłynąć na wzrost cen skupu, co przy spodziewanej obniżce cen mieszanek paszowych znacząco poprawi opłacalności produkcji brojlerów i indyków, pozwalając hodowcom i producentom odrobić znaczne straty poniesione w ostatnich miesiącach. 

Tekst i fot. Mirosław Lewandowski

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy